Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/201

Ta strona została skorygowana.

znacznie, a i ks. Maryanowi za to wdzięczność okazywano. Szło więc wszystko jak najlepiej, tylko Emil tył tęschny i smutny — królowa jego myśli opóźniała się z objawieniem, a działo się to jesienią, gdy sama pora roku do smutnych myśli uspasabia — Emil puszczał się w lasy, słuchając ich szumu, przypatrując liściom opadającym, błądząc bez celu zatopiony w dumaniach. Zdawało mu się zawsze, że gdzieś na rozstaju ujrzy boginię, spotka jakieś łowy rycerskie, a wśród orszaku piękność z sokołem na ręku... lub... tysiączne inne marzenia przechodziły mu przez głowę.
Jednego dnia, wcześniej niż zwykle wyjechawszy, puścił karemu swemu cugle, a ten, dawniej nawykły, ruszył drogą w stronę chaty leśniczego. Młodzieniec nie postrzegł tej fałszywej drogi, która mu na myśli przywodziła upokarzające wspomnienie, aż się znalazł przed samą chatą. Zawstydził się mocno, dał koniowi ostrogę i tęgim kłusem puścił się dalej, a że się na siebie i na każdego gniewał, biegł tak iż ani się spostrzegł jak granicę przeskoczył i znalazł w Owsińskim lesie. Koń i pan byli w nieporozumieniu, Emil się gniewał i koń kaprysił. Tego dnia właśnie nikomu za sobą jechać nie dozwolił, chciał być sam z myślami swemi. Parobczak stajenny był mu już nieprzyjemny. Zdał by się był jednak teraz, bo kary zaczynał się upierać, a Emil nie mógł jego samowolności tolerować. Gdy przyszło do walki między paniczem a koniem, niestety, intelligencya i upór karego wzięły górę, — spiął się i biednego Emila zrzucił tak nieszczęśliwie, że głową uderzywszy się o pień starego dębu, pozostał na ziemi bez zmysłów. Koń postrzegł się dopiero, iż sobie postąpił zuchwale, stanął nad nim pokorny i obwąchawszy go naprzód, pewien, że do siebie przyjdzie, powoli tymczasem trawę skubać zaczął.
Jak długo trwało omdlenie, Emil nie wiedział wcale, ale, gdy oczy otworzył, ujrzał schyloną nad sobą postać niewieścią. Śliczną czarnooką, z zarumienioną twarzyczką panienkę, która bardzo troskliwie