Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

Panna nalegała na to także.
— Jedź pan spocząć.
Słowo jej już dla Emila było rozkazem, mówiła z energią, a oczy jej silniej jeszcze wskazywały, że powinien był być posłusznym.
— Ale — ja — muszę powracać. Mama by była niespokojną — nie chciałbym nawet, aby się dowiedziała o przypadku.
— I nie potrzebuje o nim wiedzieć — dodał mężczyzna. Spoczniesz pan u nas, orzeźwisz się, napijesz herbaty, obłoży ci głowę panna Konstancya, pojedziesz wygodnie do wsi, a od wsi i na konia siąść będzie można.
Stało się jak żądał rozumnie doradzający mężczyzna, w którym czytelnik łatwo się dziedzica klucza Owsińskiego, pana Zellera domyślił. Piękną panną była najmłodsza jego siostra, a teraz miła gosposia w braterskim domu.
Emil oczarowany był jej widokiem, niepokoiło go to jedno, że gdy zawsze w romansach rycerz ratuje niewiasty, przyszłą panią myśli swoich, tu — stało się odwrotnie. Kobieta predestynowana zjawiła się nad nim, jak bóstwo z chmur dla ratunku. Przykładu podobnego wypadku nie przypomniał sobie w żadnym z czytanych romansów. Ze jednak czytał ich jeszcze dotąd ilość dosyć szczupłą, tłomaczył sobie szczególny traf ten, jako zupełnie normalny, i dla braku tylko erudycyi wydający się tak ekscentrycznie.
Z wielką uprzejmością starano mu się drogę do Owsin uczynić wygodną, panna Konstancya pilnowała kompressy na głowie; a choć guz bolał mocno i kości także, ożywiało jej wejrzenie, tak, że Emil cierpienie przezwyciężał. Wpatrywał się z taką zajadłością w te piękne oczy czarne, że się one aż ukrywać przed nim musiały, a twarzyczka kilka razy zapłonęła rumieńcem. — Hrabia Emil, gdyby nie paniczowska sztywność jego, był wcale niczego chłopakiem, a miał tyle uczucia wezbranego w zapasie, iż mu ono dodawało wdzięku. Pierwsze więc spotkanie węzłami do-