Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

koniem — stanęła przed gankiem dawnego pałacu, służba skromna, w szaraczkowych surdutach ukazała się zaraz i dopomogła do wysadzenia chorego, który miał jeszcze mały zawrót głowy. Panna Konstancya też sama podała mu rękę i przez sień ogromną, na której ścianach wisiały dwa obrazy nieczytelne i zczerniałe, wwiodła go do równie obszernej sali. Ta była nie umeblowana, i wydawała się dziwnie i smutno. Nie miano jeszcze czasu sprzętami ją zastawić, nagie ściany tylko ze spłowiałym obiciem w ramach i dwie galerye dla muzyki, całą jej było ozdobą. Służyła teraz jakby za drugą sień domową, a wielkie okna wychodzące do ogrodu, w części tylko zaszklone, w części deskami były pozabijane. U sufitu zapomniany pająk szklany, zczerniały od pyłu, resztki tylko miał dawnych swych kryształowych splendorów... Był to inwalid zapomniany na stanowisku. Z tej sali dziś niezrozumiałej i nieużytecznej wprowadzono Emila na prawo do obszernego gabinetu, urządzonego na pokój gościnny... Wszystko w nim z dawnych czasów się zachowało, zielone obicie jedwabne połatane, para zaśniedziałych zwierciadeł i meble białe ze złotem, które już i białość i pozłotę dawno straciły. Tu jednak było zaciszno, wygodnie i zamieszkało. Panna Konstancya posadziła Emila w krześle z poręczami, w mgnieniu oka znalazł się lód, ręczniki, chustki, opaski, a gospodarz kazał zrobić herbaty.
Z wielkiem zajęciem wpatrywał się w Emila, a gdy ten, skutkiem heroicznych leków i sił młodzieńczych, uczuł się lepiej, począł z nim rozmawiać, w sposób tak miły, tak ujmujący, iż zupełnie sobie serce jego pozyskał. Osobliwym jednak trafem czy zapomnieniem, ani Zeller, ani panna Konstancya nie powiedzieli mu kto są... i bliższej znajomości zdawali się unikać. Jednak co tylko gościnność najwymyslniejsza mogła wymagać, wszystko choremu dostarczono. Panna Konstancya, choć unikała zbyt rozżarzonych i płomienistych wejrzeń, kręciła się ciągle, zmieniała