Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/210

Ta strona została skorygowana.

Z jednej strony zbliżała się katastrofa, bo pan Aleksander miał się wkrótce oświadczyć; z drugiej Emil ze swą niedorzeczną miłością!!
Piekło gotowało się w domu, w którym dotąd pozorny przynajmniej pokój panował.


IV.

Po nieszczęśliwej odprawie, którą Wilski dostał od jenerałowej, zgryziony, gniewny, dał sobie słowo, iż noga jego nie postanie w domu hrabiny. Chciał znaleść pozór do zrzeczenia się opieki. Popełnioną przez siebie niedorzeczność, gotów był przypisywać komukolwiekbądź, byle nie sobie. Najwinniejszą jakoś wydawała mu się hrabina. Podejrzywał że wszystko to mogło być jej sprawą. Gniewał się zresztą zarówno na nią, na siebie i na jenerałowę. Kwaśny i znękany zamknął się w domu, postanawiając — chorować. W istocie do choroby nawet nie wiele brakło.
Dwa dni przesiedział zamknięty, znudzony, usiłując czytać to gazetę, to książkę... ale nic nie szło. Szyderska twarzyczka pani z Uznowa stała mu przed oczyma.
Rad niemal był, gdy po dwóch dniach tych rekolekcyi, zobaczył zajeżdżającego przed dom Olesia. Lubił go, a choć nie był usposobiony i przed nim się spowiadać — mógł się rozmową rozerwać. Wyszedł więc doń, jak stał w szlafroku, witając go czule.
— Cóż to? czy chory jesteś?