Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

— Pokłóciłeś się z jenerałową! — rozśmiał się Oleś — kochany mój — nazywaj rzeczy tak jak się zwać powinny. Domyślam się — oświadczyłeś się jenerałowej, a ta ci dała harbuza.
Wilski się zaczerwienił i zaperzył.
Co za myśl! ja! oświadczać się tej starej, z pozwoleniem zalotnicy. Za kogóż mnie masz? Sądzisz, że nie znam jej historyi?
— Ale cóż ma historya przeszłości do dziejów chwili obecnej — rzekł Oleś — jenerałowa jako mężatka nie ma sobie nic do wyrzucenia, a jako wdowa... postępowała trochę fantastycznie... co właśnie mogło i twoją fantazyę obudzić... Patrzałem na to, jakeś do niej oczy słodkie zwracał.
— Sądź jak chcesz — gniewam się na nią — koniec — nie pojadę. — Dziwuję ci się, że w wieku twym, przy twojem doświadczeniu — Olesiu — możesz coś podobnego pomyśleć? Majątek w złym stanie, po Julii ani grosza... cóż dalej?
— Oszczędność i praca — rzekł Aleksander. — Obojga się nie boję, ani ja ani ona... Gdybym świata nie używał, możeby mi było ciężej się go wyrzekać — ale dziś!
— Zkądże ta miłość? — zapytał Wilski — tak raptowna, tak gwałtowna?
— To się nie tłomaczy... combustion spolitanneé — odparł Oleś. — Życzę ci, kazać dać co zjeść, ogolić się, ubrać i jechać ze mną.
— Ja cię od tego nie uwolnię — to darmo.
Wilski się ani ruszył.
Był to początek rozmowy. Aleksander znał Wilskiego i ufał sobie — nie zraził się więc, ani odmową, ani oburzeniem, ani oporem. Dał mu wydychać podziwienie i gniewy. Zaledwie się jedna część rozmowy skończyła, pan Aleksander powrócił z naleganiem z drugiej beczki, — do wieczora, nie mogąc nic dokazać, stawił czoło kuzynkowi po kilkakroć, ciągle z krwią zimną i nieustępując z wymagania.
Poszli spać oba podrażnieni.