Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

Wilski znalazłszy się sam, począł rozmyślać chodząc po pokoju. — Chciał zerwać z hrabiną — któż wie, biorąc gorąco stronę kuzyna, i nalegając o wydanie Julii, co było zresztą ze wszech miar w roli opiekuna, mógł potargać węzły które mu ciążyły. Czy Olesiowi by to na co pomogło — nie wiele się troszczył, ale jemu samemu by posłużyło.
Wziął to do namysłu.
Nazajutrz znaleźli się w obec siebie. Oleś z tem samem usposobieniem co wczora, Wilski zachwiany.
Nie chciał tylko aby go odgadnięto i rozpoczął na nowo spór, dla tego aby się dać prośbami i naleganiem zwyciężyć. Zdawało mu się stanowczo, iż ten obrót rzeczy zły dla niego nie był.
Jakby na dobitkę, karteczka w interesie pisana przez ks. Maryana, który łaski Wilskiego sobie zaskarbiał w widokach pewnych przyszłości, donosiła, że jenerałowa na parę dni wyjechała do Uznowa.
Oleś zaczął usilnie prosić, Wilski się słabo już opierał.
— Wiesz co — uczynię to dla ciebie — rzekł w ostatku... za skutki nie odpowiadam... Jedźmy...
Uściskali się.
W ciągu drogi milczący oba, słowa do siebie nie powiedzieli. Wchodząc do salonu tylko, Oleś ścisnął rękę przyjaciela.
— Dziękuję ci — rzekł — czynisz dla mnie ofiarę — ślubuję ci wdzięczność.
W salonie zastali trafem hrabinę samą, a ta zobaczywszy Olesia skrzywiła się widocznie.
Byłto świadek zawadzający i nie potrzebny. Po pierwszem przywitaniu, Wilski, który był blady i zmieszany, zbliżył się do hrabiny i głosem słabym, oświadczył, iż przybył z kuzynem, w interesie ważnym, i prosi o chwilę rozmowy.
— Jesteśmy sami — odezwała się zdziwiona nieco pani — możesz pan mówić.
Aleksander stał wyprostowany z kapeluszem w ręku.