— Ale i do nich samych także, pani hrabino — odezwał się Aleksander.
— W każdym razie pan nie masz prawa mnie sądzić. — Proszę się oddalić i nie pokazywać więcej w domu moim.
Oleś się ukłonił nizko i wolnym krokiem począł iść ku drzwiom — Wilski pozostał, raczej niepewien co ma począć, niż z myślą jakąś jasną... Gdy się drzwi za odchodzącym zamknęły, hrabina się rozpłakała, zaczęła łkać, jęczeć, — rzuciła się na poręcz krzesła, zakryła oczy.
— Maryo — rzekł po cichu Wilski — pani... w imię dawnej przyjaźni...
— Przyjaźni? — powtórzyła — pan mnie zdradzałeś zawsze — nieszczęście moje jemu jestem winna... Wiem ile na serce jego i przyjaźń rachować mogę...
Wilski usłyszawszy to wstał.
— Jeżeli tak jest — jeżeli nie zasługuję na zaufanie — a moja opieka jest ciężarem — pozwoli mi pani zrzec się zupełnie.
Hrabina usłyszawszy to, chustkę odjęła od oczów — wyciągnęła rękę, zaszła się od płaczu i chwyciwszy dłoń, którą Wilski jej podał machinalnie, — stłumionym głosem zawołała.
— Ja ciebie jednego kochałam — ja cię kocham — niewdzięczny. — Nie masz litości nademną! o mój Boże! W tej chwili, gdy najniepoczciwsza zemsta wisi nademną, ty bez serca człowieku, chcesz mnie dać na łup jej i zgubę. Płacz przerwał mowę. Wilskiemu, który był płochy, ale miał serce ludzkie, poruszyło się ono w piersi, — usiadł podpierając czoło na ręku. Hrabina Marya podniosła się z krzesła milcząca, załzawiona, obejrzała trwożliwie, uchwyciła za rękę Wilskiego i z nim razem weszła do gabinetu.
Salon został pustym — Oleś odjechał na pozór nie poruszony — Julia płakała razem z St. Flour na górze, — obie przewidywały nieszczęście, którego rozmiaru obrachować było niepodobna; nadeszła godzina zwykła, o której się wszyscy zbierali, i ks. Maryan
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/219
Ta strona została skorygowana.