Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

— Ale proszę cię... temu wszystkiemu zaprzeczyć nie podobna... To fakta... Jesteś winien.
— Jestem winien — rzekł Oleś zimno — ale dziś rzeczy tak stoją, że Julia mnie kocha ja ją... Można mi wyrzucać sposób w jaki serce jej zyskałem — ani słowa. — Prawidłowym nie był... trzeba też fakt ten... przyjąć w rachunek.
— Jaki fakt? że dziecko obałamucone samo nie wie co plecie! — zawołał Wilski.
— Julia wcale dzieckiem nie jest.
Wilski ramionami ruszył.
— Z tego nic nie będzie — mówię ci otwarcie, trzeba się cicho cofnąć.
— Tak mi radzisz? — spytał szydersko Oleś.
Gospodarz spojrzał nań i nie odpowiedział.
— Hrabina Marya umiała się nawrócić dla swych planów i przekonań — dodał Oleś, — nie będę już się zmagał na powtórne przerabianie ich. Zostań z niemi. Byliśmy zawsze przyjaciołmi — okazywałeś mi niejednokrotnie dobrą wolę, umiem za to być wdzięcznym. Pozwól-że na odjezdnem przestrzedz się, że wpadasz znowu pod to jarzmo, od którego się chciałeś uwolnić. Hrabina odzyskuje władzę nad tobą.
Oburzył się Wilski.
— Ale — proszęż cię, mną się nie opiekuj. Wiem co robię. Nauki nie potrzebuję.
— Przepraszam cię — no — daj mi rękę i bywaj zdrów...
To mówiąc Aleksander bez gniewu, z rodzajem politowania rękę wyciągnął i zabierał się wychodzić. Wilskiemu żal się zrobiło i nie chciał się z nim tak rozstać.
— No — ale, cóż myślisz? — zapytał.
— Jużeśmy tak się rozeszli, mój Adziu — rzekł Oleś — że się nie rozumiemy. Ty nie chcesz żebym cię przestrzegał — nie pomożesz mi już, zostaw że mi troskę o moją przyszłość. Powiem ci jedno, zrobię — com powinien... Bądź zdrów mój drogi.