Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/243

Ta strona została skorygowana.

o nią jeden pan, może go pan zna? pan Aleksander? Ona chce za niego wyjść... a mama nie pozwala. Jutro! wystaw pan sobie, jutro jadą do Lublina i zamkną ją u Brygitek... A! panie! ja pomyślałem sobie — wiem, że to może niedorzecznie... aby Julka by uciec mogła i ukryć się przy pannie Konstancyi w Owsinach. Nikt w świecie by o tem nie wiedział!
Spojrzał błagająco na Zellera, który stał pomięszany — milczący.
— Gdybyś pan mi pomógł! a! panie. Moja siostra... ja... bylibyśmy mu wdzięczni całe życie, nie licząc pana Aleksandra.
Zeller jeszcze milczał.
— Odmawiasz mi pan? — zapytał Emil natarczywie.
— Prawdziwie — odezwał się w końcu Zeller — jest to prośba tak dziwna... A jeżeli hrabina się dowie!
— Nikt w świecie! powiadam panu, nikt w świecie! Wszyscy pomyślą, że pan Aleksander ją wykradł. Co, byłoby się stało, gdyby czas był na to.
— Ale przypuściwszy, że ja się na to zgodzę... jakże się to ma wykonać? kiedy? — zapytał Zeller.
— Dziś w nocy! jak nie dziś — to już nie można nic uczynić! — rzekł Emil — ja Julkę wyprowadzę za dwór byle na gościńcu konie były... i możeby panna Konstancya raczyła po nią przyjechać.
Cały ten projekt awanturniczy, dwa tylko tak niedoświadczone, dziecinne rozumy wymyśleć mogły, jąk Julki i Emila. — Nikt by pewnie inny nie wpadł na pomysł i nie ważył się chcieć wciągnąć w to obcego człowieka. Każdy też inny może obcy, byłby odmówił... Zeller widział w tem jakby zrządzenie opatrzności, która go splątywała umyślnie w sprawę rodziny, brała go może litość nad Julią i nad poczciwym i niedorzecznym bratem, który osnuł projekt tak szalony.
Widząc go ruchającego się a nie odmawiającego zupełnie — Emil począł nalegać, ściskając co chwila,