Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/249

Ta strona została skorygowana.

chce.. a ja waćpana nie mam za niewinnego. Byłeś i ty w tej sprawie... ręczę za to.
Napaść niespodziana przestraszyła Emila, który zarumieniwszy się chwycił jej rękę, zaczął całować i bełkotać coś.
— Mów sobie co chcesz! ty wiesz gdzie siostra jest. Ty wiesz, ty wiesz.
Nastąpiła na niego tak natarczywie, że Emil zupełnie przytomność stracił.
— Ja się ciebie nie pytam — i wiedzieć nie chcę — dodała na ucho, zbliżywszy się do niego, ale, jeżeli wiesz gdzie ona — a o tem jestem przekonana — powiedz jej, niech co najprędzej ślub bierze... To moja rada!
Nagłe uspokojenie Emila, który uśmiechając się, głową zaczął potrząsać, mogło przekonać jenerałowę, że się nie omyliła. — Odeszła, a Emil skonfundowany powrócił do oficyny. Zły był na siebie i niespokojny. Wczoraj tryumfem żył, dziś postrzegał, że zwycięztwa ciągną za sobą ciężary, troski, do których dźwigania nie był nawykły.
Chciał siostrze dać znać — bał się ją i siebie zdradzić...
Ksiądz spoglądał nań podejrzliwie, we dworze chodziły pogłoski, niepozostawało nic tylko siąść do algebry, i podłożyć pod nią romans francuzki w ten sposób, aby ona go, w chwili niebezpieczeństwa, zupełnie zamaskować mogła. Oddał się więc tym studyom, czoło namarszczył mocno, brwi ściągnął, usta wydął, głowę podparł na ręku i zagłębił w dalszym ciągu Klaryssy...