Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/251

Ta strona została skorygowana.

W progu spotkał Zeller gospodarza...
— A! przepraszm pana — zawołał — u mnie — zburzenie Troi! nie mam gdzie go przyjąć, chyba w ciasnym moim pokoiku... Daruj z łaski swej! Nie mogłem być dotąd u niego... ale tyle mam i miałem na głowie. Zeller wszedł zapewniając, że wszędzie będzie im dobrze... Oleś interesu wcale się nie domyślał. Siedli... gość się począł oglądać... Po kilku wyrazach obojętnych pan Alfred szepnął, że miałby coś do pomówienia — na osobności.
— Jesteśmy tu zupełnie sami — rzekł Oleś trochę zdziwiony — ludzie zajęci wszyscy...
— Przywożę panu wiadomość od hrabianki — rzekł Zeller.
— Pan!! — podbiegając ku niemu krzyknął Aleksander — jakim sposobem?
— Niepotrzebuję pana prosić o tajemnicę — dodał — hrabianka Julia jest — u mojej siostry... w moim domu...
Położył palec na ustach... Oleś stał osłupiały...
— Prosi pana jednak i żąda abyś nie przyjeżdżał, póki się nie ułoży wszystko... Zdaje się, że hrabina, rada czy nie rada, da na ślub zezwolenie, w Lublinie się wyrobi indult.
Ślub może być... choćby u mnie.
Zeller wypowiedział to chłodno... i zamilkł. Ścisnęli się za ręce...
— Niepodobieństwem jest mnie jechać do hrabiny, poślę Adzia, mojego kuzyna, a opiekuna małoletnich... Tymczasem pozwól pan, abym mu podziękował i przeprosił go... Ale jakimże sposobem panna Julia dostała się do jego domu...
Zeller się zamyślił, czy ma prawo zdradzić Emila — i opowiedział wreszcie, jak się to stało, że schronienie i gościnę ofiarować musieli pannie Julii. Oleś nie mógł wyjść z podziwienia nad rolę, jaką brat w tem odegrał, nigdy go bowiem nie posądzał, ażeby do niej był zdolny...