Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/254

Ta strona została skorygowana.

— ożeniłbym się, mam dla niej przywiązanie, wolałbym, skończyć w ten sposób, — ale ona... ona...
— Jakto! ona z pewnością sobie tego życzy...
— Z pewnością? — rozśmiał się Wilski, — mylisz się. Są dni, że zdaje się wymagać tego, rachować na to — gdy przychodzi do stanowczego jakiegoś postanowienia... wola się odkłada! Nie rozumiem. Może czuje że mnie mocniej wiążą pewne względy niż przysięga. Nie życzy sobie może władzy jaką ma, zamienić na inną...
— Ale raz przecie skończyć potrzeba — mój Adziu. Jedziesz w mojej sprawie. Skorzystaj z tego i wprowadź swoją.
— Niech cię albo rozwiąże z poddaństwa, lub... zdaje mi się, że i sobie to winna.
Wilski milcząco poruszył się niecierpliwy...
— Jest jeden wzgląd — rzekł cicho — wiem... Szło jej i idzie o nieposzlakowaną reputacyę... Nie śmiej się, niema z czego... Lęka się, aby małżeństwo to nie upoważniło ludzi do wniosków, iż — oddawnaśmy na nie czekali...
— Sofizmat — a zresztą... ja jestem ciemny i w polityce, a dyplomacyi niewieściej nie rozumiem nic... Zdaje mi się, że tak jak rzeczy stoją... nie lepiej są... Tybyś się mógł ożenić.
Wilski westchnął — zebrało mu się na zwierzenie.
— Tak jest — rzekł żywo — gdyby nie więzy — dla czegóżbym nie mógł się ożenić. Dzieci małe, potrzebują oba matki...
— Macochy — dadał Oleś — odłóż to na stronę...
— Ale ja potrzebuję towarzyszki życia, przyjaciela.. kogoś, coby stał przy mnie...
— Tak, tak... im więcej się kto razy żenił, tem mocniej się żenić potrzebuje, to dowiedziona rzecz — zawołał Oleś. Z tych wszystkich względów — postaw jej ultimatum... i — wierz co! ja ci pannę wyszukam i jadę w swaty... Muszę ci się przecie wywdzięczyć....