— Niezmiernie się łatwo przyzwyczaić, spróbuj tylko...
— A na cóż ci życie?...
— A, pani — odezwał się Alfred — gdyby na konforcie miało się ono skończyć — jakżeby przypomniało kanarki w klatce, lub gorzej jeszcze...
— Rozumiem — uśmiechając się — zawołała jenerałowa — u ciebie za wszystko miłość ma starczyć... nie przeczę, że to bardzo ładna rzecz. Wiesz, ja się w mojem życiu kochałam trochę, a fantazyi miewałam dużo... Takam była nieszczęśliwa, że trafiałam na ludzi... w których niepodobieństwo było się rozmiłować, gdy się poznało bliżej...
Ze wszystkiemi jak z Meluzyna... póty dobrze, póki ich nie podpatrzysz w kąpieli... gdy nie wiedzą że się ich widzi. Skończy się na potworze...
Alfred milczał. Chłód jego draźnił Irenę niezmiernie, kokietowała go jak mogła, ale nie potrafiła — rozmrozić.
Skończyła się więc długa rozmowa zaproszeniem do Uznowa, obietnicą bytności w Owsinach, i wyzwaniem do dobrej przyjaźni i poufałych stosunków.
— Kiedy cię już Pan Bóg pokarał tą hrabiną — mój panie Alfredzie — jabym ci rada usłużyć... Choć wiem, że to się na nic nie zda? Może chcesz bym jej co powiedziała.
— Tak, że ją kocham! — zawołał Zeller.
— To dla niej nie będzie nowiną — zakończyła Irena. — Choć to moja przyjaciółka i nie mam lepszej ani dawniejszej nad nią — ale ci muszę powiedzieć, jeśli marzysz że... coś od niej zyskasz... to jej nie znasz.
Naprzód to hrabstwo... potem stosunki w świecie... ona chce być panią i świetnieć na horyzoncie...
— Ja jej przynoszę najlepsze do tego środki — rzekł Alfred.
— Ale nie — odparła jenerałowa — pieniądze? to nie dosyć? nawet tytuł? któż go dziś nie ma, gdy mu się bardzo zechce? Włosi sprzedają markizaty, hrabstwa, księztwa, z przywiązanemi do nich tytułami... mo-
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/261
Ta strona została skorygowana.