Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/274

Ta strona została skorygowana.



X.

Gdy nazajutrz w najpiękniejszym pokoju u p. Henryka, stanęli naprzeciw siebie zapaśnicy, Zeller spokojny i zimny, Wilski napuszony i podraźniony zawczasu — można było przewidzieć, że ostatni z trudnością zwyciężyć będzie mógł nieprzyjaciela.
Wilski przyjechał pierwszy, wybrał ten pokój na górze już dla prozopopei, już dla tego, że grube jego ściany, nie dozwalały ciekawym przysłuchiwać się rozmowie, która obiecywała być wielce dramatyczną.
Taką ją sobie z góry Wilski zapowiadał. Przez całą noc stawiał hypotezy, co mu Zeller powiedzieć może, aby się przygotować gruntownie na odparcie go. — Z tego zapasu argumentów wytworzył się w głowie jego chaos, miał nieco gorączki, i potrzebował wypić parę szklanek wody, ażeby ochłonąć.
Dowiedziona to rzecz, iż najniebezpieczniej jest do improwizacyi się gotować, i do pojedynku na słowa czy na szpady z góry pchnięcie obmyślać. Ironia losu zawsze prawie potem inaczej stawi nieprzyjaciela, i wielkie przygotowania w niwecz obraca.
Wilski wystawiał sobie przeciwnika napuszonym, opryskliwym, ostrym, szyderskim, mężem tragicznego pokroju... gdy w progu ukazał się człowiek spokojny, grzecznie nader uśmiechnięty, niby dobroduszny, a w oczach mający wiele przebiegłości, pan Adam widocznie się zmieszał... Powitanie było tak uprzejme, iż niepodobieństwem się stało od razu wpaść nań i siąść mu na karku.
— Darujesz mi pan dobrodziej — rzekł wchodząc Zeller — iż się może chwileczkę opóźniłem. Musiałem