by zerwał, — ale — teraz nie miał do tego powodu, ani pozoru — był najszczęśliwszym z ludzi.
W tych myślach, począł się kwaśny i stroskany wybierać do Owsin. Wedle programu ślub za indultem miał się odbyć we dworze samym. P. Adam nie przewidywał, aby Zeller zebrać miał wiele osób, ani bardzo świetnie wystąpić. Przygotowanym więc był do powrotu tegoż wieczora.
Z południa jakoś, dojechał Wilski do Owsin, których stare opuszczone pałacysko, smutne widywał tylko zdala, gościńcem przejeżdżając, do którego frontem było obrócone...
W dziedzińcu widać już było ruch znaczny, bryczki, powozy i ludzi. Główny ganek przyozdobiony był i zawieszony zielonemi wieńcami.
Zbliżywszy się postrzegł liczną służbę, którą musiano chyba extra-pocztą wywieźć z Warszawy, bo jej Zeller nie miał, a w sąsiedztwie tak łatwo znaleźć jej nie było podobna. Wszystko wyglądało bardzo świątecznie, i, choć znać w tem było pośpieszne przygotowanie, wspaniałe było i pańskie.
W wielkiej pustej sali, którą ubrano w wazony i kwiaty, przygotowany stał ołtarz, otwarte na prawo i lewo pokoje świeżo umeblowano wytwornie.
Gospodarz czarno ubrany... powitał go w progu i wprowadził, a tuż znalazł się znajomy Abdank i Oleś w weselnej toalecie...
Oprócz nich pan Paweł brat gospodarza, i nie znana nikomu zblizka figura pocieszna, gwałtem wciągnięty z swej pustelni, dziadunio panny młodej Okoszko, który na złość siostrzenicy hrabinie — porzucił towarzystwo psów swoich i dał się namówić, po raz pierwszy od wielu lat, wejść między ludzi... Pan Łowczy miał nie małą trudność z obmyśleniem ubioru... przypomniał sobie wszakże pewien kufer z dawnych czasów i nie wachał wystąpić w stroju prawie maskaradowym, który go wcale nie żenował.
Miał na sobie trykotowe zielonkowate spodnie, do butów ze sztylpami przeznaczone, jako też i te się
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/285
Ta strona została skorygowana.