Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

odbyć z większą wystawą i przepychem... Gospodarz i brat jego Paweł kręcili się, przyjmując szczupłe grono wybranych.
Nadjechał i ks. kanonik Nawarski z najpiękniejszą swą komżą koronkową, ze stułą szytą na kanwie przez księżnę... wystrojony, poważny... i zupełnie biskupio wyglądający. Starzy Zellerowle, choćby ich rad był widzieć gospodarz — przybyć nie mogli. Ze wszystkich najdrastyczniej się przedstawił łowczy Okoszko, jakby widmo wyciągnięte z trumny w swym stroju przedwiecznym. Chodził on przysłuchując się rozmowom, zamyślony, i mało mieszał się do nich.
W pokoju panny młodej, St. Flour całując ją, śmiejąc się i płacząc, ubierała wychowanicę, zadumaną ale spokojną. Od tych dni, gdy z oczyma spuszczonemi siadywała w kącie za matką, z pomiętą robotą kanwową w ręku, ledwie śmiejąc ukradkiem rzucić wejrzenie, zmieniła się Julia bardzo. Czuła że z tego przedsienia życia wejść miała do świątyni, że rozpoczynała tę walkę o szczęście i losy, która całą przyszłość stanowiła. I choć St. Flour usiłowała ją rozweselić, zasępiona była, a raczej zagłębiona w sobie. Ekscentryczne to wesele musiało też działać na nią, dom obcy, ludzie nie swoi, brak matki. Wprawdzie Zeller był ciągle dla niej najczulszym, a Kostusia była jej oddaną i zaparła się siebie dla biednej sieroty... jednak brakło tu tego, co uświęca dzień uroczysty, miłości macierzyńskiej i błogosławieństwa. Cała w bieli Julia patrzała w zwierciadło, gdy jej wieniec przypinano i nie widziała nic, za łzami które taiła.
St. Flour odmłodzona, cała w kwiatach, jaskrawością stroju i humoru starała się młodość przywrócić. Niestety... zamiast swego brzoskwiniowego puszku, miała teraz maleńki czarniawy wąsik na górnej wardze, który się nie dał ani odprawić ani zamalować. Mówiła sobie, że to ją czyniło piquante; ale wolałaby była czem innem stać się ponętną.