Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/299

Ta strona została skorygowana.

wczoraj nie oświadczył podchmieliwszy, to chyba cud; miał taką minę, jakby mu na ustach wisiało: Pani i t. d. Kanonik nawet był bardzo wesół. Wilski twój...
Hrabina głową potrzęsła.
— Ale przecież twój — potwierdziła Irena — bardzo mnie nie cieszył. Była tam panna Konstancya, siostra Zellera, bardzo ładna i rezolutna panienka, ta co to guwernantką wprzódy była. Jak się do niej przysiadał, powiadam ci, jak zaczął emablować, ani odstał. Przed obiadem, przy obiedzie, aż do wyjazdu, jak przyszyty do fałdów jej sukienki. Oskarżam go, bo trzeba ci z góry wiedzieć, że bałamut.
— Jak wszyscy — krótko potwierdziła hrabina.
— Nie, ekscepcyonalnie, z temperamentu bałamut — kończyła Irena. — Jakże! świeżo się oświadczył tobie, zakochany.
— Tu ramiona pięknej hrabiny poruszyły się znacząco.
— Raziły mnie te umizgi. Panna jakaś niewinna bardzo, czy tak przebiegła, wcale go nie odpychała. Myślę że się rozstali rozmarzeni. Możesz mu powiedzieć, że ja go oskarżam o to, bo zasłużył. Nie wyprę się wcale.
Mówisz że wszyscy bałamuci. Prawda, jest to reguła wspólna, ale są wyjątki. Alfred Zeller, słowo ci daję, zupełnie inny.
Żebyś słyszała, z jakiem o tobie mówi uczuciem, jak mu oczy błyszczą na wspomnienie imienia, jaka namiętność bucha z tego człowieka.
— Ale proszę cię! — wtrąciła hrabina.
— Kiedy tak jest w istocie? — ciągnęła jenerałowa. Tak jest! Zakochany w tobie jak wówczas, wówczas... pamiętasz te wieczory.
— Ireno! na miłość Boga! nie męcz mnie, nie dobijaj! litości, — krzyknęła hrabina zrywając się z krzesła... i padła na nie, zasłaniając twarz chustką...
— Milczę! — ale tylko słówko, najdroższa Ma-