Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/300

Ta strona została skorygowana.

ryniu! że w tobie także pod tą nienawiścią — czuć pozostałe reszty dawnego...
Nowy wykrzyk hrabiny, zamknął jej usta... Zamilkła...
— Biedny twój Emil... zdaje mi się, że będzie trochę chory po szampanie, którego z młodzieńczem niedoświadczeniem nadużył.
Hrabina się zerwała z krzesła.
— Jakto, Emil? Emil? Emil tam był? ja mu to zakazałam... Emil się ośmielił!
— A! nieszczęście!! — Irena uderzyła się po ustach — nie wiedząc o niczem, wydałam go — zmiłuj się....
— Zakazałam mu, aby noga jego nie postała w tym domu. Ta piękna panna Konstancyą, jak widzę bałamuci wszystkich.
Poczęła dzwonić gwałtownie, choć jenerałowa usiłowała wstrzymać jej rękę...
— Prosić ks. Maryana.
Zamilkły na chwilę, jenerałowa poprosiła tylko, aby synowi przebaczyła. Cichemi krokami, ze spuszczoną głową, zacierając białe rączki, wsunął się ks. Maryan, przewidujący co go tu czeka.
— Emil był na weselu!
— Pani hrabina pozwoli mi się wytłómaczyć — rzekł kapelan!
— Nie obwiniam hrabiego, ale muszę niedozór usprawiedliwić. — Któż się mógł spodziewać, że na łóżku ułożywszy majaka... reprezentującego śpiącego... sam się oknem wymknie w nocy.
— A! tego już nadto! — krzyknęła hrabina — tego nadto!
— Niepodobieństwo było ani przewidzieć, ani zapobiedz...
— Nie ma go dotąd.
— Proszę posłać konie, i rozkaz mój, aby natychmiast przyjechał... Proszę — dodała po chwili namysłu — kazać pakować rzeczy, i gdy wróci, razem z nim, jutro — nie pozwalając mu się widzieć ze mną, jechać