z nim do Warszawy... Napiszę instrukcyę... Chłopca trzeba trzymać surowo...
— Ja mu mam towarzyszyć? — zapytał ks. Maryan.
— Spodziewam się, że pan mnie opuścić nie zechcesz... ale o tem pomówimy jeszcze.
— Pani hrabina tylko dozwoli uczynić tę uwagę, że wybryk młodości można przebaczyć.
— Ale nie coś podobnego... jak postępowanie Emila... — zakończyła matka surowo...
Ks. Maryan zatarł ręce, skłonił się, popatrzał na jenerałowę i wyszedł... Irena jadła pastylki...
— Ja też już ciebie, moja droga, koniec końców, pożegnać muszę — poczęła zamyślona. Siedziałam tu za długo, mam interesa różne... no i na jednem miejscu tak nie nawykłam przyrastać, że się dziwię sobie. Tylko przez przyjaźń dla ciebie mogłam się tak zasiedzieć. A prawdę powiedziawszy, Uznowa mego tak jak nie widziałam... Ale — kiedyż wasze wesele... bo — gdyby było prędko...
Hrabina popatrzała ponuro.
— Wiesz — zawołała gwałtownie wiesz, tak jestem zrażona, przepełniona goryczą, zniechęcona... tak życie mi obrzydło... że sama nie wiem, za nic nie ręczę... Po co się mam wiązać... na co?
Zaczęła chodzić żywo...
— Ten człowiek sama powiadasz, bałamut.
— Sumienie mi karze wyznać, że — jest nim w istocie. — I, powiem ci tak między nami, kobieta młoda by go może potrafiła wziąść pod pantofel, ale ty, dawna przyjaciółka, w której już nie ma dla niego tajemnicy żadnej... ty, nadto dumna, abyś się zniżyła do czuwania nad szczęściem, które ci się nieustannie z rąk będzie wymykać — ty! ty go nie utrzymasz, a będziesz nieszczęśliwą.
— Masz może słuszność! a! Ireno moja! Znasz mnie!
Całe życie starałam się być panią moich... uczuć i czynności.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/301
Ta strona została skorygowana.