remu się zdawać mogło, że już w sprawach tych ma udział jakiś. Bawiło go to...
Odpowiedź Wilskiego przyszła dopiero nazajutrz... obiecywał przybycie. Irena, dowiedziawszy się o tem, usiłowała hrabinę przygotować do stanowczej rozmowy... Nie mogła jednak wcale wnosić z jej pozornej obojętności — co myśli i postanowiła... Nie mówiła o tem, i dozwalając jenerałowej dowodzić co chciała. milczała... uparcie.
Czekano na opiekuna z obiadem, przybył dopiero nad wieczorem. Wszedłszy do pokoju, wesół nad miarę, rozmowę począł o rzeczach obcych zupełnie, i manewrował tak zręcznie, że ciągle się trzymał o sto mil od tego, co było tu najpilniejszym.
Hrabina przyjmowała go widocznie, gniewna, lecz usposobienie to pokryte było chłodem i spokojem majestatycznym. Jenerałowa wchodziła i wychodziła ciągle, aby ich sam na sam zostawiając, dać się otwarcie rozmówić.
Lecz Wilski mówił ciągle o jakichś wypadkach, o których czytał w Kuryerze, o żniwiarce potrzebnej do majątku, o Emilu, o sprzedaży zboża... a nic o sobie.
Gdy raz ostatni jenerałowa wyszła zniecierpliwiona, i wyczekawszy dobre pół godziny — znalazła pana Adama z kapeluszem w ręku, chodzącego po pokoju, z miną człowieka, który ukrywa doznaną zniewagę.
Hrabina siedziała zwrócona bokiem do niego, wsparta na łokciu, i patrzała w okno, przez które nic widać nie było.
Zdawało się, że w czasie jej niebytności musiało się nareszcie rozwiązać wszystko... Wilski, nie przystępując, jak zwykle, do pocałowania ręki, pożegnał się, ukłonił i wybiegł.
— A zatem?? a zatem? moja droga? cóż? jak? zaczęła podbiegając jenerałowa...
Hrabina obróciła się zwolna i odpowiedziała:
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/311
Ta strona została skorygowana.