Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/312

Ta strona została skorygowana.

— Odprawę dostał... możesz być zadowolona... skończone wszystko... To mówiąc, chusteczkę przyłożyła do oczów.
— A! nie tak to łatwo rozstać się z człowiekiem, w którego się długo nawykło wierzyć.. który był ideałem... z którym się cierpiało, płakało — drżało... i było szczęśliwą!!
Ten wybuch, tak niezwykły, w ustach hrabiny miał wielkie znaczenie — wyrwał się z boleścią.
— Nie bądź dzieckiem! — zawołała przyjaciółka — trzeba Bogu dziękować, że się to tak wszystko raz... że jesteś wolną od tych więzów... Winszuję ci, z serca winszuję.
Hrabina ocierała łzy...
— Jak ty możesz płakać po człowieku, który ani ciebie, ani serca twojego nie umiał ocenić? Widziałaś go — mówiła Irena — jak wesół odchodził, jak mu było lekko że zerwał...
Poczekaj trochę, posłyszysz że się żeni. Ludzie jak on nie mogą wytrwać bez jakiegoś czułego stosunku, choćby z garderobianą żony. Nie będzie próżnował, przez sam wzgląd na łysinę... Ale my teraz mamy też do czynienia — dodała — jedyną zemstą twą, musi być podanie ręki Zellerowi...! To moja rzecz...
— A! proszęż cię! — krzyknęła hrabina — zlituj się... ja o tem słyszeć nie chcę...
— Nie słuchaj... nie staraj się, broń się — rozśmiała Irena — to nieuchronne i stać się musi. Zobaczysz, to samo przyjdzie... nie ruszaj się z fotelu... nie myśl... od czegóż przyjaciółka, która nie ma nic lepszego do roboty??
Nazajutrz pani jenerałowa pojechała do Parzygłowów... Ot tak sobie. Zabrakło jej jedwabiu do jakiejś robótki, a — nikt go nie mógł dobrać i wyszukać, tylko ona...
Zajechawszy do Kurzej piętki, jeszcze z powozu nie wysiadła, i zaczęła pytać, czy kto nie wie co się dzieje z fraucuzką. Na ten głos znany, wyszła St.