Flour, która właśnie się ubierała... powróciwszy od państwa Aleksandrowstwa.
— Chère generale! — zawołała, — prowadząc ją do siebie — czy jestem na co potrzebną?
— Co ty robisz z sobą?
— A! jadę do Warszawy — odparła St. Flour.
— A twój adorator!
— Daj mi pani z nim pokój. Wprawdzie mi się jakoś na pół oświadczył, ale potem wycofał, a ja dowiedziałam się bliższych szczegółów i w tym dworku z nim, na łasce jego dzieci, które nas by głodem morzyły, — żyć nie myślę.
— Czekajże z podróżą do Warszawy, ja muszę jechać także — zawiozę cię.
St. Flour objęła i pocałowała.
— A rychłoż to będzie...
— Tak, tylko hrabinę wydam za Zellera! — odpowiedziała jenerałowa.
— Żartuje pani!
— Nic a nic. — Nie wiesz, nie ma go czasem u starych??
St. Flour nie wiedziała o tem, posłano po gospodarza, ten się ofiarował iść na zwiady. Irena z niepokoju przysiąść nie mogła. Pan Henryk powrócił z tem, że się wprawdzie spodziewano pana z Owsin, ale go jeszcze nie było...
Postanowiła czekać na niego. Żydek postawiony był na czatach. Nad wieczór pan Alfred nadjechał, a jenerałowa gotowy już bilet posłała. Czekano z pół godziny, St. Flour się schowała... Zeller wszedł. Pani jenerałowa wybiegła naprzeciw niego.
— A! daruj mi pan, że go odrywam od rodziców... Nie trudziłabym go, ale w tej mieścinie, nic nie można znaleść. Wybieram się nareszcie z powrotem do Warszawy... mam taki rodzaj pieniędzy, którego tu zmienić nie podobna. Przyszło mi na myśl, że pan mi dopomódz możesz i wyratować...
To mówiąc, dobyła pani jenerałowa papiery, których wcale mieniać nie potrzebowała. Zeller siadł
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/313
Ta strona została skorygowana.