Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/319

Ta strona została skorygowana.

Wicusia, który kułak własny ssał z taką energią i wdziękiem, iż się na to z całego domu ludzie schodzili patrzeć... Wszyscy znajomi, przyjaciele, krewni, zaproszeni byli na tę uroczystość, na której obchód nic nie żałowano... Paździerski był uszczęśliwiony, pani dumną...
Ks. Kanonik Hamerski osobiście przyrzekł celebrować; kumami byli: urzędnik z Lublina, skolligacony z Paździerskim, siostra kanonika pani Burska, a w drugiej parze: pan Abdank z jedną z burmistrzowien, która z pensyi wróciła, a świeża była jak pączek różany... Po chrzcinach obejść się nie mogło bez sutego traktamentu, na który nic nie żałowano. Wcześnie już nadciągający goście mogli mieć przedsmak tego co ich czekało, bo w sieni pod nadzorem chłopaka, w cebrze lodu, świeciły szyje i głowy złocone flaszek szampana poprzechylanych na różne strony, jakby się z sobą kłóciły. Obok stał koszyk drugi od Henryka, w którym oko znawcy mogło z fizyognomii rozpoznać butelki bordo i spleśniałe z węgrzynem.
Między innemi był i poczciwy Szamiłowicz, we fraku tym razem — tak skutkiem pomyślnych interesów napęczniały, iż zdawał się ledwie mieścić w nowym garniturze... Wszyscy goście składali z kolei powinszowanie rodzicom, życzenia zawiniętemu w poduszkę z niebieskiemi wstęgami młodzieńcowi pełnemu nadziei, a humor przy przekąsce i butelkach tak był doskonały, iż go w rynku słychać było...
Wprawdzie było to w lecie, okna stały otworem, i nie dziw, że wesołość daleko się słyszeć dawała... Woń potraw i zapach wina zalatywała do sieni, draźniąc powonienie pocztylionów, w których budziła niebezpieczne idee... Zabawa trwała do późna, nie przerywana niczem, nawet gdy natrętni passażerowie zjawiali się dopominając spiesznie koni, które tego dnia dawano im natychmiast, aby się ich pozbyć co prędzej.
Stajnia już była zupełnie ogołoconą, gdy powóz czwórką zaprzężony stanął w ganku, i wychylona