Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

Miciowi nie chciało się opuszczać towarzystwa, lecz nie mógł odmówić jenerałowej, której wdzięków pozostałości uwielbiał, a dowcipu i złośliwości się lękał. Osierocił więc towarzystwo i wypiwszy raz po razu parę kieliszków szampana, dźwignięty niem na duchu, udał się do Kurzej-piętki...
Tu już do herbaty pośpiesznie przygotowywał wszystko kamerdyner, a jenerałowa, znajac świat i ludzi, dla Micia kazała do niej przynieść cytrynę... Była to atencya wielka...
— Siadaj pan, panie Mieczysławie, siadaj, i mów mi, mów — wszystko, zaczynając od tej chwili, gdy wyswatawszy hrabinie Zellera i będąc pewną, że się pobiorą — pojechałem odpoczywać nie na laurach, ale pośród laurów...
Spodziewam się, że się pobrali.
— A! jakżeż! — zawołał z krzesłem się przysuwający gość, od którego jenerałowa, mimo ciekawości, z powodu zbyt delikatnego zmysłu powonienia, które draźnił zapach wina, nieznacznie się oddaliła. — A! jakże! pobrali się... pobrali...
— Chrzcin nie było.
— Nie — do tej pory nie słychać...
— Szczęśliwi?
— Muszą być bardzo szczęśliwi... Przepych ogromny! Teraz to potrzeba widzieć hrabinę, jak dom, służbę i to co ją otacza urządziła — Zeller wygląda u niej na marszałka dworu...
— Co pleciesz? on! dałby się zawojować!
— Ja tam nie wiem — odezwał się Micio — ale mi się widzi, że pod pantoflem doskonale siedzi, i ani się ruszyć śmie.
— Gdzież mieszkają?
— Różnie... W Owsinach pałac odnowiono, u hrabiny też poczyniono nakłady nie małe... Majątek to przeznaczony dla hrabiego Emila, gdy dojrzeje...
— Mów że mi przecie: jak żyją z sobą? nie tak półgębkiem panie Mieczysławie...