ażeby uważano, iż do niego jakąś przywiązywała wagę, zostawiła go na stole, zasuwając go gazetami. Manewr ten, jakkolwiek bardzo zręczny, nie uszedł ani oka szpiegującej St. Flour, ani podejrzliwego wejrzenia Wilskiego.
Od wczora francuzka, ciekawa do zbytku, podejrzewająca bogobojną panią o różne światowe stosunki... była rozgorączkowaną żądzą dowiedzenia się czegoś o wieczornych odwiedzinach nieznajomego.
W czasie gdy hrabina rozmawiała z nim w gabinecie, St. Flour pod jakimś pozorem podkradła się na chwileczkę podedrzwi. Nie zrozumiała wprawdzie, ani mogła dosłyszeć dobrze co mówiono, ale ton obu głosów mocno ją uderzył. Była najpewniejszą, iż nie o interes pieniężny chodziło. Rozmowa była dramatyczną... tragiczną prawie, przerywaną płaczem, zaprawną szyderstwem.
St. Flour wiedziała, że ten niezmiernie surowy pozór domu, krył w sobie wiele tajemnic, to odkrycie nabawiło ją niewypowiedzianem pragnieniem wniknięcia do głębi... Domyślała się, że list wyprawiony do Wilskiego, był w związku z wczorajszą rozmową, bo rola opiekuna była jej dobrze znaną, domyślała się, że ten list z najbliższej stacyi, ręką obcą pisany... mógł także wiązać się z tajemniczą postacią wczorajszą.
Pani St. Flour nie udało się wprawdzie zobaczyć nieznajomego, ale kamerdyner stary, z którym była bardzo dobrze, opisał go jej dokładnie... Tysiączne wnioski roiły się w główce niespokojnej.
Daleko zimniej i ostrożniej zajmował się także tą sprawą nauczyciel hr. Emila, ksiądz Maryan, kapelan domowy i dyrektor sumienia hrabiny. I on potrzebował wniknąć głębiej w sprawę zakrytą, choćby dla tego, ażeby się przekonać, że nie tyczyła się interesów pieniężnych, które go niepokoiły. Z pewnych oznak wywnioskował był, iż majątkowe sprawy hrabiny, mimo tej stopy na jakiej był utrzymywany — świetne nie były.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/39
Ta strona została skorygowana.