Miasteczko Parzygłowy o mil trzy od rezydencyi hrabiny położone, podobnem było do wszystkich innych mieścin, których tytuł nie odpowiada znaczeniu. Jedna długa ulica dworków, obszerna targowica, parę żydowskich zajazdów, kościół parafialny, rodzaj ratusza opuszczonego, klitki drewniane nazwane kramami, składały cały ten gród, nie dawniej ze wsi przeistoczony nad koniec XVIII-go wieku. Kilka razy do roku zbierały się tu jarmarki, życia nieco dodawał pocztowy gościniec. Już w ostatnich czasach, kilku emerytów i ludzi nie mających zajęcia umieściło się w małych domkach, które po za główną rozpierzchły się ulicą.
Całe towarzystwo miejscowe składało się z księdza proboszcza, honorowego lubelskiego kanonika Hamerskiego, który od lat kilku spodziewał się jakiejś infułacyi i doczekać się jej nie mógł; przy nim żyła siostra, owdowiała z Hamerskich Burska, z synem, który to się ukazywał, to niknął, i dosyć złej używał famy. Dalej, do honoracyorów należał poczthalter, człowiek mający znakomite stosunki w Warszawie, pewien siebie, zamożny i nie ceremoniujący się z passażerami. Pan Paździerski nosił się bardzo elegancko, dewizki szczególniej i na palcach pierścienie miał bijące w oczy, gadał głośno i poznać było można po nim, że jeśli raczył zajmować podrzędne owo stanowisko poczthaltera w Parzygłowach, to tylko dla fantazyi, bo, gdyby chciał — łatwo mu było pójść wyżej.
Pani Paździerska, znakomita piękność, miała salopę zimową z tumakami, i suknię aksamitną, o tem