a ubóstwo znosili nie skarżąc się. Stary Zeller chadzał po dawnemu w kapocie, w czapce, był mężczyzną słusznego wzrostu, zawiędły, milczący, zażywał tabakę i słynął ze zdolności do rachunku.
Na pamięć mógł znaczne summy mnożyć i odciągać. W warcaby, a nawet w szachy grywał arte. Czytywał też książki stare, powoli — z rozmysłem... Ludzi ani unikał, ani gonił za nimi, do domu nie zapraszał nikogo. Jejmość żona jego, cierpiąca na reumatyzm (a i dworek był wilgotny), nie wstawała z krzesełka. Mówiono że była osobą wykształconą i kilku językami wyrażającą się z łatwością. Najstarszy syn Zellerów, mający zdolność do muzyki, rozpoczął był od nauczycielstwa w jednym domu obywatelskim, potem znikł i dawno od niego nie było wiadomości. Drugi biedę klepał na nauczycielstwie w Lublinie, był już poddeptanym kawalerem, żenić się nie myślał; wykładał jeometryę i algebrę. Ten czasem do rodziców na święta przybywał. Jedna z córek, piękna panna niegdy, poszła za rządzcę dóbr i wyniosła się w Podlasie, druga była pono guwernantką.
Cała więc rodzina wałęsała się po świecie, a staruszkowie dożywali dni swoich w zaciszu. Mało z nich było pociechy dla ks. kanonika i poczthaltera, którzy z góry na Zellerów patrzali.
Na ostatek w drugim końcu miasteczka, piękny dom nowy z dużym ogrodem, kawałem gruntu i rodzajem małego folwarczku, posiadał były sędzia pan Mieczysław Abdank, wdowiec, który znaczne dobra przepuściwszy, oddawszy dzieciom i wierzycielom ostatki, sam nabył tu ziemię, i żył dosyć wesoło, przyjmując dawnych znajomych, czasem spraszając pochwyconych podróżnych.
Był to już człowiek lat blizko sześćdziesięciu, ale się nie mógł pozbyć fantazyi młodzieńczych, i to jego nieszczęście stanowiło: nie mógł zapomnieć, że był panem dóbr i obywatelem... na ostatek i kolligacyi familijnych i antenatów w dworku na przedmieściu ulokował, aby ludzie znali z kim mieli do czynie-
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/43
Ta strona została skorygowana.