Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/64

Ta strona została skorygowana.


VI.

Hrabina nie wiele osób przyjmowała u siebie, w wyborze towarzystwa była niesłychanie surową. Jeśli na kim z sąsiadów ciążyło choćby podejrzenie jakieś niezbyt prawidłowego życia, nawet w dalekiej i już odpokutowanej przeszłości, jeśli osoby rodzinę składające — wychowaniem, zasadami, przekonaniami nie zupełnie się godziły z wyznawanemi głośno przez panią Maryę, jeżeli wreszcie nie znajdowała przyjemności, i nie mogła wyciągnąć chluby z jakichś stosunkéw, pozbywała się ich bardzo grzecznie, ale tak stanowczo, że się nikt apellować od wyroku nie ważył.
Chociaż dekreta te nie zawsze były sprawiedliwe, nie zawsze usprawiedliwione, przecież nawykli ludzie w końcu je szanować, i każdy sobie miał za zaszczyt, za szczęście, być przyjmowanym w domu, od którego tylu odepchniętych było.
Sąsiedztwo nie zbyt liczne zresztą, nie naprzykrzało się hrabinie.
Z jednym tylko jegomością miała trochę kłopotu. Był to kuzynek Wilskiego, zaprezentowany przez niego, a zatem już na pewne zasługujący względy. Wilski miał dlań słabość niewytłomaczoną, nie zrozumiałą, zagadkową, bo pan Oleś Berdan, oprócz wychowania starannego, niczem się nie odznaczał, chyba niesłychaną płochością, lekkomyślnością, rozrzutnością i bałamuctwem. Był pędziwiatr, lubił się bawić, grał, pił, miał wszystkie wady młodości, która nie chciała ustąpić, choć Oleś zbliżał się do lat trzydziestu, i majątek prawie całkiem utracił. Wesół był, miły, nie dbał o jutro, zabawiał i zajmował, miał dowci-