nie w samotności, milczenie, skromność i tę nadzwyczajną pobożność?
St. Flour wszystkim tym cnotom zaprzeczyć nie mogła.
— Czy też ci nigdy na myśl nie przyszło, że ona się tai z powołaniem, którego objawić nie śmie, a ku któremu ciągnie ją serce od dzieciństwa?
Guwernantka milczała...
— Ale tak jest, ja mam bystre oko... Od kolebki niemal śni się jej szczęście i pokój zakonny. Opłakałam to, milczałam, starałam się zmienić...
St. Flour chciała uspokoić matkę, zaręczając iż nic podobnego nigdy nie uważała, lecz hrabina mówić jej nie dała.
— A! moja droga! — westchnęła... oczy matki! serce matki! Milcząc płakałam, na ostatek oswoiłam się z tą myślą, zrezygnowałam...
Proszę cię, staraj się — bo ona przedemną nigdy nie będzie śmiała tego objawić — staraj się z niej wydobyć to wyznanie... niech się nie tai... Mówiąc to hrabina wstała aby uściskać St. Flour, na stoliku leżała bransoleta kosztowna, już przygotowana, wcisnęła ją jej w ręce.
Przyjm tę małą pamiątkę przyjacielską — proszę cię. Nie chcę aby się dziewczę przestraszyło — działaj powoli — ostrożnie, lecz skłoń ją aby się z tem nie taiła. Powiedz jej że spodziewasz się, iż ja na to zezwolę... W istocie dla Julki — ja to teraz widzę sama, niema jak klasztor — nie jest bardzo ładna — zdrowie słabe... charakter bojaźliwy, potrzebuje spokoju,.. Modliłaby się cały dzień...
Teraz St. Flour potwierdzała już w zupełności sposób widzenia matki i przyznawała jej słuszność, zaręczając, że użyje wszelkich środków, aby obudzić zaufanie w hrabiance i skłonić ją do wyznania.
Długo jeszcze bolała nad swym losem hrabina, malując ile na tem ucierpi, a zarazem tłómaczqc się z konieczności ulegnięcia wyraźnej woli Boga, który od niej wymagał tej ofiary.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/80
Ta strona została skorygowana.