w szczegóły, zajęcie nie ciążyło, ksiądz Maryan stanowił dosyć miłe towarzystwo i nie unikał francuzki — chociaż przy ludziach, zdala się trzymał od niej. Zachować więc to stanowisko, które w dodatku zabawnym karmiło widokiem — bardzo zręcznie odgrywanej komedyi życia — St. Flour bardzo sobie życzyła; ale zachować je kosztem i ofiarą nieszczęśliwej hrabianki, oburzało ją.
W pierwszej chwili, gdy ją hrabina niespodzianie zaskoczyła tą rezolucyą, nie umiała się ani sprzeciwić, ani oprzeć; teraz zostawiona sama sobie, poczuła w piersi ludzkie uczucie, łza się jej zakręciła w oku.
— Biedne dziecko, — myślała, wyrok więc wydany! musi więc dla zbogacenia brata wstąpić do klasztoru! A matka, dla ulżenia swojemu sumieniu, wmawia w nią i siebie, że ma powołanie?!
Francuzka nie wiedziała o tem, że w godzinę po rozmowie z nią, wezwanym był do hrabiny ks. Maryan, któremu się zwierzyła również, prawie w tych samych wyrazach, ze swego odkrycia, polecając mu (ponieważ była taka wola Boga), aby skłaniał Julię do otwartego objawienia swych chęci... i postanowienia o losie — któremu matka sprzeciwiać się nie śmiała.
Ksiądz Maryan przyjął zwierzenie równie zdumiony, co najmniej, jak francuzka. Lepszy od niej postrzegacz, widział w Julii wcale inne usposobienie i temperament, który okrywał się chłodem i obojętnością, bo się lękał być odgadniętym.
Pod taką powłoką lodowatą, w tem dziecku na pół uśpionem, roiły się marzenia, pragnienia, grała wyobraźnia... serce biło. Ks. Maryanowi zresztą wszystko było jedno, czy hrabianka pójdzie czy nie do klasztoru, byle on sam stanowisko swe polepszył, i coś na tem zyskał. Zakon, dla niego, nie wydawał się znowu tak wielkiem nieszczęściem.
— Panna nie bogata — mówił sobie — jak ma zostać starą i nudną wśród świata, lepiej niech za kratą spokojna Boga chwali.
Strona:PL JI Kraszewski Zygzaki.djvu/82
Ta strona została skorygowana.