wypadków, które przeważnie wpłynęły na los różnowierstwa polskiego, przyczynili się wpływem swoim jezuici. Król Stefan dobrze rozumiał, do czego dąży taki stan rzeczy w ojczyźnie, wahający się, niepewny, pełen niepokoju na przyszłość, domyślał się, że do nieomylnéj zguby powiedzie Polskę to rozerwanie się jéj synów pomiędzy tysiączne stronnictwa religijne. Zygmunt August mądrą tolerancją, nieobudzając wojny domowéj, pozwolił działać swobodnie wielkiemu królowi. Tolerancja została jak dawniéj zasadą naszego prawodawstwa i rządu, król nie chciał panować, jak sam mówił, nad sumieniami, ale gdy nastąpiła epoka czynu, potrzeba było obalić taki stan rzeczy niepokojący. Stefan, sam człowiek wątpliwéj wiary, dopóki był niewielkim księciem na Siedmiogrodzie, nagle wstąpiwszy na znakomity, sławny tron polski, staje się bardzo gorliwym katolikiem. Nie ulegał tu cudzym wpływom bez myśli i woli. Jezuitów owszem sam wybrał na narzędzie swych widoków, dojrzał albowiem, że ten zakon przepowiadający bezwarunkowe posłuszeństwo kościołowi, może być ogromną z czasem podporą władzy, może jéj znakomicie ułatwić pracę, która przychodziła z ciężkością. Król myślał o reformie rządu, który był porzucony na samowolę szlachty i to jeszcze w czasach burzliwych elekcyj, kiedy obce zagraniczne wpływy podstępem i przekupstwem zaczynały już uwodzić na pokusę nieskazitelną dotąd cnotę narodu. Nieład i różnowierstwo mogły łatwo zgubić Polskę. Król tedy jednemu i drugiemu wydał wojnę. Chciał naród cały stopić w jedności katolickiéj, chciał po nad narodem silny rząd postawić, bo zresztą oprócz celu uratowania Polski, miał jeszcze inne szlachetne powody do zaklęcia nieładu narodowego na wieki; wielki ten król roił plany wysokiego znaczenia politycznego dla Europy. Jezuici w rękach jego byli tym karnym legionem, który w czasach, kiedy się społeczeństwo polskie wyrabiało z chaosu różnowierczego i prawodawczego, mógł prowadzić naród ku najświetniejszem przeznaczeniom. Król nie pozwalał na gwałt, nie przewodził nad sumieniami, ale chciał, żeby się w narodzie zaczęła praca około nawracania ku prawdzie katolickiéj ludzi zbłąkanych w bezdroża. Król działał drogą najzacniejszą, to jest wpływał dowodami na rozum. Rzeczywiście różnowierstwo za niego stanowczy cios poniosło, przesiliło się i odtąd upadło.
Strona:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu/200
Ta strona została przepisana.