niego do poezji polskiéj nie wprowadził mieszkańców Rusi i nie zbratał ich z Polską. Śpiewał poeta pieśń wesołą o urodzie ziem ruskich, ale smutną o ludziach, którzy ją zamieszkiwali, bo opisywał same nieszczęścia, zabobony i cierpienia. Jest troszkę przesady w jego malowaniu ludu, dlatego i obraz nie zawsze trafia się prawdziwy, lubo wszyscy mu to przyznawali, że największy z niego pisarz idylliczny po Teokrycie. Kilka mamy sielanek jego czysto narodowych, pełnych prawdy i wdzięku. Najpiękniejsze są: „Zalotnicy, Żeńcy i Pomarlica, czyli zaraza na bydło“. Chociaż Szymonowicz brał żywcem piosnki greckie i nawodził je kolorytem miejscowym, jednak nie pamiętał na rzecz wprawdzie małą, ale niezmiernie rażącą i pasterzom swoim nadawał dziko brzmiące dla nas imiona Licydasów, Amyntasów, pasterki zaś były u niego zawsze Neery, Likory i t. d. Talent dramatyczny miał dosyć znakomity.
Z serca płynie zwrotka, którą jedna ze żniwiarek „Pietrucha“ niby pół żartem a pół na prawdę zawodzi:
Słoneczko śliczne oko, oko dnia pięknego!
Nie jesteś ty zwyczajów starosty naszego:
Ty wstajesz kiedy twój czas, jemu się zda mało,
Chciałby on, żebyś ty o północy wstawało.
Ty bieżysz do południa zawsze swoim torem,
A onby chciał ożenić południe z wieczorem.
Starosto! nie będziesz ty słoneczkiem na niebie,
Inakszy upominek chowamy dla ciebie!
Słoneczko śliczne oko, oko dnia pięknego!
Nie jesteś ty zwyczajów starosty naszego:
Ty dzień po dniu prowadzisz aż długi rok minie,
A on wszystko porobić chce w jednéj godzinie.
Ty czasem pieczesz, czasem wionąć wietrzykowi
Pozwolisz, i naszemu dogadzasz znojowi,
A on zawsze: pożynaj! nie postawaj! woła.
Nie pomnąc, że przy sierpie trójpot idzie z czoła:
Starosto! nie będziesz ty słoneczkiem na niebie,
Inakszy upominek chowamy dla ciebie!