Strona:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu/330

Ta strona została przepisana.

w Bibliotece starożytnéj pisarzów polskich Wójcickiego w Warszawie i w Bibliotece polskiéj Turowskiego w Sanoku, wielu zaś pisarzy rozbierało ten dramat).
Trzy to są arcydzieła dramatyczne, na jakie zdobyliśmy się w tym okresie, choć uczucia w nim i myśli narodowe, obce są nam zresztą i duchem i treścią. Nie było żadnych usiłowań, żeby daléj rozwijać sztukę w tym kierunku, owszem naród nie pojmował bóstw i bohatyrów greckich na deskach teatralnych. Jednocześnie mógł się wyrobić w Polsce dramat czysto narodowy, byliśmy albowiem na dobréj drodze i okoliczności sprzyjały temu, tylko talentu wielkiego nie było — i nie rozwinął się dramat narodowy. Dramat ten zaczynając się przed wieki od religijnych przedstawień i misterii, przeszedł prędko za granice przyzwoitości. Misterje płynęły do Polski z zagranicy; było tu więc ze strony naszéj naśladownictwo, ale powoli zaczął się do nich plątać i pierwiastek narodowy, zaleciały nawet od czasów pogańskich. Lud nasz przedstawiał sobie zabawy sceniczne, zapusty i nie troszczył się o dyalogi jezuickie i o poetów, którzy pisywali sztuki na dworach królów i możniejszéj szlachty. Żeby je rozumieć, potrzeba było cokolwiek na to nauki i stąd lud miał swoje odrębne widowiska, misterje zastosowane do własnych pojęć i potrzeb, wolał patrzeć na sztuki, w których autorowie wprowadzali znane mu blisko postaci, duchy i czarownice, bo w nie wierzył, bo ich się obawiał. Są dwa dramata drukowane z tego czasu, pełne baśni i wierzeń ludowych; jedna trajedja „Pamela“ wyszła jeszcze za Zygmunta Starego, druga „Sofrone“, dzieło Sebastjana z Łęczycy, wyszła w początkach panowania Zygmunta Augusta. Książki te są niezmiernie rzadkie i stąd ich prawie nikt nie zna; z opisów tylko wiemy, że tam na plac wychodzą czary. Gdy ukształceńsza klassa narodu tęskniła za czémś lepszem, zaczął się nasz dramat rozwijać pod naśladowaniem obczyzny. Djalogi z XVI wieku są dzieciństwem sztuki dramatycznéj; lepsze, gorsze, zawsze były djalogami. Talent rzeczywisty wyższego polotu, mógł zadosyć uczynić tęsknocie klasy oświeconéj narodu, gdyby się oparł na tych postaciach ludowych, jakie coraz więcéj pokazywały się na scenie. Ale i pisarze ludowi i literaci chybili celu: tamci mieli treść a wynieść się nie mogli ponad powszedniość formy, ci znowu nie mieli o tém żadnego pojęcia, że postaci ludowe mogą być