gólniéj perjodyczna i stanęła odrazu na wysokości swego zadania. Zjawia się w Poznańskiem i wielki mecenas literatury, mianowicie historycznej, Edward Raczyński (urodzony w 1786 roku z ojca Filipa, jenerała wojsk koronnych, zabił się dnia 20 stycznia 1845 roku). Człowiek wielkiej zasługi, bo wiele nowych faktów dorzucił do historji narodowej; wydał Paska, Erazma Otwinowskiego, Kitowicza i t. d. ale do tego wszystkiego zarozumiały; wszystko musiało być przez niego i od niego, inaczej Raczyński sprzeciwiał się choćby i najszlachetniejszemu przedsięwzięciu. Zmieniał także dowolnie koloryt historyczny, oczyszczając text wydawanych przez siebie książek. Z następstwem czasu ogniskiem życia literackiego staje się Petersburg. W Petersburgu drukowały się dzieła polskie już przed 1830 rokiem. Wychodziły tam nawet pisma perjodyczne, jako to: „Tygodnik petersburgski“, „Bałamut“, pismo żartobliwe, które sławę swoją i wziętość szeroką w swoim czasie winno dowcipowi Józefa Sękowskiego. Dopiero po roku 1840 mniéj więcéj, kiedy „Wizerunki“ ustały i „Atheneum“ niepewne było życia, Petersburg staje się ogniskiem wielkiém, czynném. Tygodnik pierwszy w feljetonie zaczął drukować powieść. Tam się pojawiły „Dziwadła“ Kraszewskiego i „Listopad“ Rzewuskiego. Daléj przeniesiono do stolicy cesarstwa akademją duchowną z Wilna, zaprowadzono w uniwersytecie kursa prawa polskiego; wszystko, to budziło życie literackie polskie w owéj stronie i stąd wielu pisarzy zaczęło się do narodu odzywać z Petersburga. Zjawiony nareszcie w 1851 roku „Dziennik warszawski“ reformuje prassę perjodyczna w stolicy królestwa. Gazety warszawskie coraz więcéj stają się organami literackiemi, dotykają ważnych zagadnień życia. Literatura tu i owdzie walczy z różnemi przeszkodami i wymaganiami, ale koniec końcem, ciągle a stanowczo, się rozwija. Co za życie w porównaniu do czasów stanisławowskich! Teraz w jednym roku wychodzi książek polskich dwa razy więcéj, jak za Stanisława Augusta w ciągu lat dziesięciu wyszło ich razem! Dodać potrzeba, że treści, to jest życia daleko w nich więcéj, jak kiedykolwiek, nawet za złotych czasów zygmuntowskich. Była chwila, żeśmy wzdychali za książką francuską, dzisiaj i w salonach naszych są książki polskie, Kraszewski wprowadził je do świata, który się wyższym nazywa. Była chwila, że żyliśmy tłómaczeniami romansów francuskich ze szkoły „szalonéj“, już ich teraz ani poświecić pomiędzy nami. Prawda, że publiczność nasza jeszcze nie wyrobiła się dostatecznie,
Strona:PL J Bartoszewicz Historja literatury polskiej.djvu/633
Ta strona została przepisana.