Strona:PL J Verne Król przestrzeni.djvu/17

Ta strona została przepisana.

pełnych grozy. Mężczyźni zapakowywali pośpiesznie wszystkie kosztowności, wypuszczali na swobodę bydło domowe, konie, owce, a te się rozbiegały na wszystkie strony.
To skupienie ludzi i zwierząt w noc ciemną, wśród lasów wystawionych na działanie ogni wulkanicznych, nad brzegiem bagnisk, grożących wylewem, wytwarzało jakiś dziwny chaos. Może nawet ziemia rozstąpi się pod stopami uciekających? Może wypływ lawy zagrodzi im drogę, uniemożliwiając wszelki ratunek?..
Rozsądniejsi wszelako nie łączyli się z tym tłumem rozszalałym, którego żadna siła powstrzymać nie mogła.
Istotnie, blask płomieni zmniejszał się widocznie, można więc było przypuszczać, że dziwny ten pożar zagaśnie wkrótce. Ani jeden kamień nie spadł na równinę, ani jeden potok lawy nie przedarł się przez gąszcz leśny; żaden łoskot podziemny nie wstrząsnął powierzchnią ziemi... Nad równiną zapanowała wkrótce ciemność i cisza.
Tłum uciekających zatrzymał się w pewnej odległości, gdzie już niebezpieczeństwo zdawało się nie grozić.
Odważniejsi wrócili nawet z pierwszym brzaskiem dnia do swych ferm i wiosek.
Około godziny czwartej zaledwie niewyraźny blask różowił jeszcze wierzchołek Great - Eyry. Oczywiście pożar się kończył i można było mieć nadzieję, że się więcej nie powtórzy.
Bądź co bądź nasuwało się przypuszczenie, że dziwne zjawiska, związane z Great - Eyry, nie