— Jeszcze jedno panie Strock: zalecam panu jak największą ostrożność i dyskrecję, aby daremnie nie płoszyć mieszkańców.
— Rozumiem, panie Ward. Kiedy mam wyjechać?
— Jutro.
— Pojutrze zatym będę w Morgantonie.
— Nie zapomnij pan donosić mi codziennie o przebiegu wyprawy.
— Będę przysyłał listy i telegramy. Żegnam pana i dziękuję najgoręcej za powierzenie mi tej misji.
Udałem się co prędzej do domu i zająłem się przygotowaniami do odjazdu.
Nazajutrz o świcie pociąg pośpieszny unosił mnie do Raleigh, stolicy Karoliny północnej.
Przybyłem tam późnym wieczorem, przenocowałem, a nazajutrz rano wyruszyłem w dalszą drogę. Po południu stanąłem w Morgantonie. Miasteczko to zbudowane jest na gruncie wapiennym. W okolicy znajdują się bogate pokłady węgla kamiennego, które wywołały rozwój górnictwa. Obfite źródła mineralne ściągają podczas sezonu licznych gości. W sąsiednich wioskach rozwija się pomyślnie rolnictwo. Mieszkańcy uprawiają z powodzeniem rozmaite gatunki zbóż. Pola leżą przeważnie wśród błot, zarośniętych mchem i trzciną.
Lasów bardzo dużo. Większa część drzew o listowiu trwałym. Brak tylko źródeł nafty, których obfitość cechuje równiny allegańskie.
Strona:PL J Verne Król przestrzeni.djvu/21
Ta strona została przepisana.