ziemski, zainteresowany był przecież w tym osobiście.
— Tak — odezwał się wkońcu — cała ta wyprawa jest kwestją wielkiej wagi...
— ...Istnienia krateru nie przypuszczam. Allegany bowiem nie posiadają wulkanów. Dotąd nie znaleziono nigdzie popiołów, ani lawy i żadnych innych śladów wybuchu.
— A jednak wstrząśnienia, które odczuwano w pobliżu Pleasant-Garden...
— Wstrząśnienia? — powtórzył pan Smith, poruszając głową z niedowierzaniem. — Czy jednak nie były one złudzeniem, wywołanym paniką powszechną? Znajdowałem się wtedy w swej fermie Wildon, mniej więcej o milę od Great-Eyry i nie skonstatowałem żadnych wstrząśnień ani pod ziemią, ani też na jej powierzchni.
— A płomienie, wybuchające z pomiędzy skał?
— O, płomienie, to rzecz inna!... Widziałem je na własne oczy. Łuna oświetlała niebo na znacznej przestrzeni... Słyszałem też dziwny ogłuszający huk, łoskot... jakby potężny syk kotła, z którego wypuszczają parę.
— Raporty, przysyłane do pana Warda, wspominają jeszcze o dziwnym hałasie, który przypominał jakby uderzanie olbrzymich skrzydeł...
— Istotnie... Słyszałem coś podobnego. Uważałem to jednak za złudzenie wyobraźni. Nie chce mi się wierzyć, żeby Great-Eyry mógł być gniazdem potworów napowietrznych. Jakże ol-
Strona:PL J Verne Król przestrzeni.djvu/23
Ta strona została przepisana.