do zmiany kierunku drogi. Przewodnicy nie mogli nam udzielić żadnych wskazówek. Najwięcej niepokoiło mnie utarte mniemanie o niedostępności Great - Eyry. Rachowaliśmy jednak, że olbrzymi głaz, który się oberwał podczas zjawisk tajemniczych, zrobił wyłom w zwartym pierścieniu skał i odsłonił wejście na wierzchołek.
— Czy starczy nam zapasów żywności? — zapytałem pana Smitha — wycieczka może się przedłużyć.
— O to niech pan będzie zupełnie spokojny, zresztą zabieram z sobą strzelbę, a w lasach tych zwierzyny nie brakuje. Mam też krzesiwo... rozpalimy więc ogień... oczywiście, o ile go nie znajdziemy na Great-Eyry.
— O ile go nie znajdziemy?
— Dlaczegóżbyśmy go znaleźć nie mieli? Któż zaręczy, że ognisko wspaniałych płomieni, które tak przerażały naszych poczciwych wieśniaków, wygasło zupełnie. Może w tych popiołach tli się jeszcze jakaś iskierka?... A jeżeli tam istotnie jest krater?... Jakiż to marny byłby wulkan, przy którymby się nie dało upiec jaj lub kartofli!... Wreszcie zobaczymy!
Co do mnie, nie miałem wyrobionego przekonania o tym, co znaleźć możemy na wierzchołku Great-Eyry. Spełniałem polecenie wyższej władzy. Ciekawość jednak nurtowała mój umysł. Pragnąłem gorąco, ażeby się okazało, iż GreatEyry jest źródłem zjawisk niezwykłych, których tajemnicę mógłbym odsłonić, zdobywając przy tym słuszną sławę.
Strona:PL J Verne Król przestrzeni.djvu/30
Ta strona została przepisana.