Strona:PL J Verne Król przestrzeni.djvu/60

Ta strona została przepisana.

pisanie czegoś podobnego, z obawy ściągnięcia na siebie uwagi policji i podniecenia ciekawości agientów. Wreszcie w jaki sposób złoczyńcy mogliby się tam dostać, wobec tego, iż na własne oczy widziałem, że na szczyt niema dostępu?... Po namyśle postanowiłem nie wspominać nic panu Wardowi o liście. Włożyłem go jednak do biurka na wszelki wypadek. Gdyby nadeszły jeszcze inne listy, opatrzone temi samemi inicjałami, rzecz sama nabrałaby wagi.
Upłynęło dni kilka, w ciągu których nie zaszło nic ważnego. Codziennie chodziłem do zarządu policji, gdzie miałem trochę roboty, i nic nie wskazywało, że będę musiał wkrótce opuścić Waszyngton. Ale czy w naszym zajęciu można być czego pewnym? Zdarza się, że naraz trzeba przebiegać przestrzeń od Oregon do Florydy, od Maine do Texas. Ale to mnie niepokoiło, że jedno jeszcze niepowodzenie w rodzaju wyprawy na Great-Eyry, a będę zmuszony prosić o dymisję.
Ani o tajemniczym samochodzie, ani o statku podwodnym nie było żadnych wieści. Wiedziałem, że rząd obsadził agientami wszystkie drogi, rzeki i jeziora. Czyż jednak tajemniczy statek nie mógł się ukryć w obszernym państwie, rozciągającym się między 60° — 125° długości a 30° — 40° szerokości północnej? Miał do swego rozporządzenia Atlantyk, ocean Spokojny i zatokę Meksykańską. Zresztą dotychczas nie unikał wcale okolic uczęszczanych. Wziął przecież udział