z twarzą zaciętą i bolesną: — Nie. Słona Woda jeszcze daleko, a śmierć blisko. Niech lepiej zabierze obcego człowieka, a pozwoli przejść spokojnie mężowi memu, Charley. — Tak więc Indjanin odszedł ku Pelly, poprzez milczenie i śniegi. Tej nocy Passuk płakała. Dotychczas nigdy nie widziałem jej płaczącej. I nie dym ogniska był winien, bo drzewo mieliśmy wilgotne. Dziwiłem się więc temu smutkowi i myślałem, że jej serce kobiece zmiękło z bólu i wysiłku w ciemności obcego szlaku.
Dziwną rzeczą jest życie. Myślałem o tem często, rozważałem długo i z dniem każdym niezrozumiałość życia nie zmniejsza się, lecz rośnie. Skąd ta ludzka tęsknota ku życiu? Poco? Jest ono grą, w której nikt nie wygrywa. Żyć — to pracować krwawo i dotkliwie cierpieć, dopóki Starość nie zdławi i nie przywali tak ciężko, że ręce człowiecze opadną bezwładnie na zimny popiół martwych ognisk. Trudno jest żyć. W bólu chwyta niemowlę pierwszy swój oddech, w bólu oddaje starzec oddech ostatni. A dni wszystkie pełne są troski i smutku. Lecz człowiek zdąża w otwarte ramiona Śmierci, padając i potykając się, z głową wstecz zwróconą, walcząc do ostatka. A przecie Śmierć jest dobra. Tylko Życie i sprawy Życia zadają ból. Życie jednak kochamy — nienawidząc Śmierci. To bardzo dziwne.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.