— Więc, o Keesh, cóżbyś uczynił z człowiekiem, któryby postąpił z tobą tak...
Mówiąc te słowa, Gnob podał psu długi kawał łososia, a kiedy zwierzę próbowało schwycić, uderzył je kijem po pysku.
— I później, o Keesh, czyż czynił-byś tak...
Biały Kieł pełzał u nóg Gnoba i łasił się.
— Słuchaj! — wsparłszy się na ramieniu Madwana, Gnob powstał — jestem bardzo stary i dlatego, że jestem stary, powiem ci wszystko. Ojciec twój, Keesh, był potężnym człowiekiem. Kochał pieśń cięciwy wśród bitwy, a kopja, rzucona jego ramieniem, przeszywała nawskroś ciało wroga. Tyś niepodobny do niego. Od czasu, kiedy porzuciłeś Kruka, aby czcić Wilka, lękasz się krwi i zmuszasz lud twój, by się jej lękał. To nie jest dobrze. Dlaczego, sam osądź: — Gdym ja był małym chłopcem jak Kitz-noo, wokół nas nie było ani jednego białego. Ale nadeszli jeden za drugim ci ludzie biali i dziś jest ich wielu. Trapi ich wieczny niepokój i nigdy, nawet syci, nie spoczną u ogniska, na dzień który nadejdzie składając troskę o jego sytości. Przekleństwo jakieś ciąży nad nimi i muszą pracować bez odpoczynku.
Keesh był zdumiony. Niewyraźne wspomnienie historji o Adamie, opowiedzianej przez
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.