Keesh cisnął pęczek kory i smagła twarz jego ściemniała z gniewu.
— Posłuchaj jeszcze — mówiła dalej — jest stary zwyczaj, który znali ojcowie — twój i mój. Kiedy w bitwie pada człowiek, zwycięzca zdejmuje mu skalp. Bardzo dobrze. Lecz ty, ty, któryś się wyparł Kruka, musisz uczynić więcej. Musisz mi przynieść nie skalp, ale głowy, dwie głowy i wówczas dam ci nie pęczek kory lecz pas, pas wyszyty paciorkami i długi nóż rosyjski w pięknej pochwie. Wówczas znów spojrzę na ciebie przychylnie i wszystko będzie dobrze.
— Tak — wyrzekł mężczyzna — tak — powtórzył. Później zawrócił i odszedł ze światła w noc.
— Nie! O Keesh — krzyknęła mu w ślad — nie dwie głowy, a conajmniej trzy...
Czas mijał. Keesh nie zachwiał się w swojej nowej wierze, żył bogobojnie i nakazywał swemu plemieniu, aby żyło wedle pisma, tak jak je wykładał wielebny Jackson Brown. Przez cały czas połowu nie zwracał uwagi ani na plemię Tana-nawy, ani na jadowite uwagi rzucane w jego stronę, ani na śmiech kobiet wielu zgromadzonych plemion. Po ukończonym połowie, Gnob ze swym ludem, zabrawszy duży zapas suszonych na słońcu i uwędzonych łososi, wyruszył do
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.