z futra wiewiórek zakrywał jej włosy, ale dłonie pracowały bez rękawiczek. Szyjąc igłą i żyłami, Su-Su wykańczała fantastyczny wzór na pasie skórzanym, ozdobionym purpurowem suknem. Za jedną z jurt nagle zaszczekał pies — i umilkł. Ojciec w jurcie poza jej plecami zachrapał i coś zamruczał przez sen.
— Złe sny — uśmiechnęła się Su-Su, — starzeje się i ostatni kawałek mięsa był niepotrzebny.
Przyszyła paciorek, związała żyłę w węzeł i dorzuciła drew do ogniska. Później zapatrzyła się w ogień. Nagle obróciła głowę, słysząc skrzyp mokasynów po twardym śniegu. Keesh stał tuż przy niej, lekko zgięty pod ciężarem, który niósł na plecach. Było tam coś naprędce zawiniętego w miękką wyprawną skórę jelenia. Keesh niedbale rzucił ciężar na śnieg i usiadł. Oboje długo patrzyli sobie w oczy w milczeniu.
— Długa droga, o Keesh — rzekła wreszcie Su-Su, — od misji Św. Jerzego do Yukonu.
— Tak — odrzekł z roztargnieniem, patrząc z pod ściągniętych brwi na pas, który wyszywała i oceniając jego długość. — Gdzie jest nóż? — zapytał.
— Tutaj — Su-Su wyjęła nóż z pod futra i długie ostrze zamigotało w blasku ognia.
— Daj mi — rozkazał.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.