— Muszą być zupełnie świeże. Inaczej krew zmarzłaby...
— Tak. Dziś nie jest zimno. I są świeże, zupełnie świeże.
— O, Keesh — twarz jej zapłonęła i nabrała wyrazu radości. — To dla mnie?
— Tak — dla ciebie!
Keesh schwycił za róg skóry, jednym ruchem rozwinął ją i głowy potoczyły się do jej stóp.
— Trzy — szepnął złowrogo — Nie! cztery conajmniej.
Su-Su siedziała skuta przerażeniem. Oto one: Nee-Koo z regularnemi rysami twarzy, pomarszczona stara głowa Gnoba, Mamakuk, uśmiechający się swą podciągniętą wargą i wreszcie Nossabok, z powieką jak zwykle opadłą, zdający się mrużyć ku niej oko. Tak leżały; ogień oświetlał je i mienił się na nich, a około każdej rozrastał się ciemny krąg czerwonego śniegu.
Skorupa śniegowa pod głową Gnoba stajała i głowa zachybotała się jak żywa, poczem stoczyła zwolna pod same nogi Su-Su. Ale ona nie drgnęła. Keesch również trwał bez ruchu i oczy nie mrużąc się, tkwiły w oczach Su-Su.
Gdzieś w lesie przeciążona sosna zrzuciła śniegową czapę i echo głucho potoczyło się w dół po wąwozie. Ale żadne z nich
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.