nie drgnęło. Krótki dzień gasł szybko i na maleńkie obozowisko zapadał zmrok, kiedy Biały Kieł podbiegł do ogniska. Pies zatrzymał się na chwilę, lecz widząc, że go nie odpędzają, podszedł bliżej. Pysk jego zwrócił się gwałtownie, nozdrza zadrżały, szerść zjeżyła na grzbiecie i pies pewnie pobiegł na nagle schwytany zapach ku głowie swego pana. Naprzód nieśmiało obwąchał ją i liznął czoło swym długim czerwonym językiem. Potem siadł nagle, podniósł mordę ku pierwszej, bladej jeszcze gwieździe i zawył nisko, przeciągle, jak wilk.
To obudziło Su-Su. Spojrzała na Keesha, który wyjął nóż z pochwy i śledził ją uważnym wzrokiem. Wyraz jego był surowy i nieubłagany. Su-Su zrozumiała wyrok. Zrzuciła kaptur z głowy i obnażyła szyję. Potem wstała, długim spojrzeniem obiegła wszystko, co ją otaczało — ciemny las, migoczącą na szarym niebie gwiazdę, obozowisko, narty zatknięte w śniegu. Lekki wiaterek poruszył jej włosy i Su-Su zwolna zwracała głowę, póki nie poczuła powiewu całą twarzą
Wówczas westchnęła pełną piersią, pomyślała o dzieciach, których niesądzono jej było zrodzić. Podeszła do Keesha i rzekła:
— Jestem gotowa.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.