makalne buty, płaszcz gumowy i skórzaną torbę przerzuciła przez ramię; albowiem cienie rąk tysiąca przodków mocno zacisnęły sprzączki jej odzieży, cienie tych samych, co oczom dziewczyny nadały wyraz stanowczości, szczękom zaś linję siły. Ona, Molly Travis, postanowiła zawstydzić tych Brytańczyków, co przez nieskończony szereg pokoleń wmawiali światu wyższość swej rasy.
Mężczyźni nie opierali się bynajmniej. Dick poradził tylko, żeby włożyła skórzaną odzież, bo na tej pogodzie płaszcz jej wart był tyle co papier. Molly jednak zaznaczyła niezależność swą w tak ostry sposób, iż biedny Dick zajął się już tylko fajeczką. Dziewczyna odwiązała połę wejścia i wysunęła się w ciemność ociekającej wodą drogi.
— Jak myślisz? Uda jej się? — Twarz Dicka nie harmonizowała z obojętnym spokojem jego tonu.
— Czy jej się uda? Hm, jeśli nawet wytrzyma wszystkie trudności przejścia do skrytki z rzeczami — wróci półprzytomna, lub zgoła szalona. Jeśli zaś podda się trudnościom — zwarjuje napewno. Wszak znacie dobrze takie wycieczki, Dick? Napadł was przecież swego czasu huragan koło przylądka Horn. Wiecie, co znaczy pracować na górnym maszcie w samym sercu burzy, i walczyć z wichrem, masą bijącego w twarz lo-
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.