była cała powódź. I tu, i tam, i wszędzie, kłębiły się, kotłowały, przewracały i gryzły. Były to właściwie oswojone wilki, kiedy bowiem rasa psów poczyna słabnąć, Indjanie uwiązują suki w lesie, gdzie te parzą się z dzikim wilkiem, poczem małe nabierają znowu drapieżności i siły.
Tuż przy czubkach moich mokasynów spoczywało jedno ogromne zwierzę; tuż przy piętach — drugie. Chwyciłem ogon pierwszego tak szybko, że złamał mi się w rękach. Lecz kiedy pysk rozjuszonej bestji rzucił się ku miejscu, gdzie powinna była znajdować się dłoń, spostrzegł tam łeb drugiego psa, schwytanego przeze mnie za kark i ciśniętego prosto w rozwartą paszczękę. — W nogi! — krzyknąłem dziewczynie.
Wiecie, jak gryzą się takie bestje. W mgnieniu oka zwarła się cała setka. Tu łeb, tu ogon, ryk, szarpanina, kłaki, zamieszanie! Kobiety i dzieci rzucały się z piskiem na wszystkie strony, a w całym obozie podniósł się tumult, zgiełk i niewypowiedziana wrzawa. Tilly wymknęła się cicho, ja za nią.
Lecz kiedy zdaleka obejrzałem się na gawiedź, podkusił mnie jakiś djabeł. Zsunąłem derkę z głowy — i wróciłem.
Tymczasem zdołano uspokoić psy i uciszyć się nieco, nikt jednak nie stał na daw-
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.