Po pewnym czasie, podsłuchującą dziewczynę, wzruszoną i rozgorączkowaną zbliżeniem Losu — zwolna opanowywać poczęło rozczarowanie: dzień uchodził, a zarówno ojciec, jak konkurent ani słówkiem nie wspomnieli o małżeństwie, zatopieni w uroczystym dyskursie o wszystkiem i niczem. Kiedy słońce schyliło się jeszcze bardziej ku północnej stronie nieba i nadszedł środek białej nocy — Fox zaczął zbierać się do odejścia. Wreszcie zawrócił ku domowi, a serduszko Lit-Lit ścisnęło się żalem: ożyło jednak za chwilę, gdy mężczyzna przystanął i rzucił od niechenia, obróciwszy się na pięcie:
— Ale, ale, Snettishane, byłbym zapomniał! Czy nie mógłbyś poszukać dla mnie kobiety? Nie ma mi kto prać i reperować.
Snettishane chrząknął i zaproponował Wanidani, babę starą i bezzębną.
— Nie, nie — objaśnił Fox. — Właściwie, chciałbym mieć żonę. Myślałem o tem i przyszło mi do głowy w tej chwili, że ty możesz znać kogoś odpowiedniego...
Snettishane wyglądał na zainteresowanego sprawą, wobec czego Fox podszedł znowu ku namiotowi z miną obojętną i beztroską, jakgdyby w celu pogadania jeszcze chwilę na ten nowy i zupełnie niespodziewany temat.
— Może Kattou? — radził Snettishane.
— Z jednym okiem? — oburzył się biały.
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.