dążył ku rzece. Krakanie ustało, ale myśliwy przyczaił się w wysokiej trawie i czekał. Powietrze było wonne jak balsam, a ziemia po całodziennym upale oddychała wilgotną świeżością. Johna ogarniał zwolna senny rytm spoczywającej przyrody. Po chwili zdrzemnął się spokojnie z ramieniem pod głową.
O pięćdziesiąt zaś yardów dalej, spał skulony i odwrócony od Foxa stary Snettishane, którego zwyciężyła również nocna cisza natury. Godzina minęła spokojnie, poczem stary obudził się i, nie podnosząc głowy, opartej o kolana, przeszywać począł milczenie nocy gardłowym dźwiękiem krakania.
John Fox zbudził się bez nerwowego oszołomienia człowieka cywilizacji, ale z szybkim i jasnym przejściem od snu do jawy, właściwem dzikiemu. W lekkim zmroku szarej nocy dojrzał jakiś czarny przedmiot wśród trawy i skierował nań lufę strzelby. Jak tylko krakanie rozległo się po raz drugi, John pociągnął za cyngiel.
Konik polny zamilkł w trawie, kurka wodna ucichła, a przeciągłe wołanie kruka urwało się nagle i zamarło w niezmąconem milczeniu.
John Fox podbiegł do przedmiotu, czerniejącego w trawie, żeby podnieść ustrzeloną zdobycz. Ręka jego chwyciła rozwichrzony czub ludzkich włosów i odwróciła ku bladym
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.