rzeczem, wskazując ręką na południe. — Braćmi jesteśmy, mąż twój i ja.
Poruszyła głową:
— Niedobrze, że jesteś tutaj.
— Rankiem odejdę.
— A mąż mój? — zapytała z trwogą.
Van Brunt wzruszył ramionami. Odczuwał pewnego rodzaju ukryte zawstydzenie — nie za siebie — oraz gniew na Fairfaxa. Poczuł, jak krew pali mu policzki, gdy patrzy na tę młodą, dziką dziewczynę. Była tylko kobietą. Wszystko w niej było kobietą... Znowu i znowu ta sama podła historja, stara, jak Ewa, młoda, jak wschodząca jutrzenka miłości.
— Mąż mój! Mąż mój! Mąż mój! — powtarzała gorąco z posępnie namiętną twarzą, z okrutną tkliwością Wiekuistej Kobiety, kobiety-samicy, która patrzyła zuchwale z jej szerokich źrenic.
— Thom — powiedział poważnie Van Brunt po angielsku — urodziłaś się w lasach północy, jadłaś rybę i mięso, borykałaś się z mrozem i żyłaś wśród prostoty przez wszystkie dni życia. Jest przecież całe mnóstwo rzeczy nie tak prostych, spraw, których nigdy zrozumieć nie potrafisz. Nie wiesz, co znaczy tęsknota za piękną głową kobiecą. Kobieta jest cudowna, Thom, kobieta jest szlachetnie piękna. Byłaś kobietą dla tego czło-
Strona:PL Jack London-Serce kobiety.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.